poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Witaj w moim śnie...

W końcu. Już nie mogłem doczekać się tej wyprawy do Opola. Od dawna marzyłem o wizycie w Muzeum Wsi Opolskie, a od niedawna miałem ochotę ponownie spotkać Edith. Wyjechałem w nocy, a nad ranem, gdzieś na granicy Wielkopolski i Śląska raczyłem się taki pięknymi widokami...



I w pewnym momencie przez poranne mgły, opadające już ku trawom łąk, przebiło się słońce






Opole przywitało mnie wielką elektrownią. Świetne, ale jakoś nie miałem ochoty na dłużej zatrzymywać się. Myślałem w tym momencie raczej o znalezieniu dworca kolejowego









Czekając na Edith...







I jesteśmy. Ja byłem w tym miejscu zakochany od pierwszego wejrzenia. Edith porzebowała więcej czasu, ale wychodząc czuła, że ma ochotę wrócić, że to coś wyjątkowego. W Muzeum twierdzą, że czas zwiedzania ekspozycji to około1,5 godziny, my spędziliśmy tam jakieś sześć godzin i wcale nie mieliśmy zamiaru wychodzić!



Pompa i orzeźwiająca woda, niezdatna do picia idealna do mycia. Edith zajęta rozmową z panią z chatki. Obsługa jest tam rewelacyjna, wesoła i bardzo kompetentna. Wszyscy przewodnicy przykuwali uwagę ciekawymi opowieściami! Wychodząc napisałem w księdze pamiątkowej, że skarbem Muzeum nie tylko są zgromadzone tu przyklady budownictwa, ale i pracownicy, którzy w niesamowity sposób o tych budowlach i życiu w nich opowiadają.

Coś dla mojej mamy. Ona, zresztą tak i ja, uwielbia takie wnętrza.
Ciekawe jak się gotuje na takim piecu?





Wiejskie, sielskie klimaty...








Leci woda, ale fajnie! Była naprawdę chłodna, przyjemnie było przemyć nią twarz.










Edith nie mogła się oderwać od uli Wszystkie obejrzała z każdej strony:)






Rzut oka w studni głębinę...






Możecie mnie tu zamknąć. Mi tu dobrze, tu jest mój świat!







Moi pradziadkowie mają właśnie takie zdjęcie, wykonane przed ich chatą w Lutogniewie. Siedzieli właśnie na takiej ławeczce i w takich pozycjach





Edith...







Rewelacyjny sklep i zaopatrzenie niczego sobie. Nie wiedziałem ,że takie marki jak knorr, nescaffe, persil... były znane już przed wojną





Chlewik, Edith i ja, nawalony jak świnia!







Poszedł sobie i mnie zostawił! I co ja biedna teraz pocznę?!







Chwila odpoczynku nad strumieniem, w cieniu owocowych drzew.







Trafiliśmy do szkoły. Jak widać beznadziejny ze mnie uczeń, bo od razu dorobiłem się oślich uszu. Edith dostała jęzor za gadulstwo. A pani nauczycielka jest rewelacyjna. Natychmiast zorientowałem się, że ma wschodnie korzenie, bo tak pięknie mówiła, zachowując jeszcze to cudowne tylnojęzykowe "l"



Dobrze było być kiedyś nauczycielem. Taki dostawał dom, pięknie mógł go wyposażyć, bo był dobrze opłacany, należał wszak do wiejskiej elity. To tu przyjmował proboszcza, młynarza i w karciochy przy winku rżnęli, dyskutując o poczynaniach cysorza Wilusia. A o wikt też się nie martwił, bo wiejskie gospodynie mu gotowały i głodować nie pozwalały!


Nic dodać, nic ująć, sielanka. Wiem, kiedyś tak nie było, a życie na wsi było ciężkie. Ale przynajmniej mieszkano pięknie, zdrowo i naturalnie, bo w drewnie. A teraz, beton, bleh






Chwila refleksji?







Koty zawsze mnie znajdą, wiedzą, że przywitam się, pogadamy o bieżących sprawach, a potem rozejdziemy, każde w swoją stronę. My, koty, tak mamy!





Edith i jej okna...







Ja też je uwielbiam...







Więc musimy się podzielić! Jedno Twoje, drugie moje!







Młyn jest niesamowity! Na moment został uruchomiony i wtedy wszedłem do wnętrza, gdzie słychać było cudowną muzykę, wszystko chrupało, skrzypiało, żyło!





A na koniec ponownie spotkaliśmy naszą nauczycielkę!







Dziekuję Edith za to spotkanie, za wizytę w Muzeum, za spacery po Opolu, za wszystko... Do zobaczenia w sobotę na rozpoczęciu Twojego Festiwalu Filmów Przewrotnych. Myślę, że wyjadę w nocy i po jakiś 6 godzinach, około 8 rano, powinienem zameldować się na Podbeskidziu, przed bramą Twojego domu. Aha i mam ochotę na jajecznicę:)

3 komentarze:

Pepa pisze...

Wsi spokojna, wsi wesoła... Doprawdy świat odrealniony, a dla takiego zwierza fotograficznego jak gospodarz bloga istny raj! Moje wrażenia? Niesamowita przestrzeń, świetnie zagospodarowana, obiekty kapitalnie przygotowane (a w spichlerzach ponoć składowane są części innych budowli i czekają na zastrzyk gotówki, co pozwoli je złożyć i objawić światu!), sfeminizowana obsługa dowcipna i ciągnięta za język barwnie opowiadała o poszczególnych chatach i chatynkach.
Największą rewelacją była maślniczka wielkości beczki, a odkryciem, czymś całkowicie nowym epitafia w kościele w formie dziecięcych rąk wyrastajacych jakby ze ściany i trzymających wianki bądź bukiety kwiatów. Budziło przestrach...
I jedno się tylko w tym wszystkim nie zgadza... Za gadulstwo Arek winnien dostać jęzor czerwony, na pewno nie ja! Dobrze, że chociaż na grochu klęczeć mu kazano! :)
Grazie!

dziwna pisze...

Projekt kalnedarza bardzo dobry, sam pomysł jak i wykonanie. Nafajniejszy to luty i marzec;) Muzeum widać po zdjęciach, że bardzo ciekawe.

iwka pisze...

Świetny pomysł - ta kolekcja oka mgnień. Będę częstym gościem - choćby na oka mgnienie... Cierpię na chorobę społeczną zwaną brakiem czasu tak jak Ty. A muzeum - tak jak opowiadałeś - jak z bajki. Już widzę siebie z moim Pietrkiem na tej ławeczce. ... Ha, ha. Dominice podoba sie "strasznie" zdjęcie z mgłą - chyba wiem z jakiego powodu - chętnie by się w tej mgle rozpłynęła... Pozdrawiam i do zobaczenia.