piątek, 24 sierpnia 2007

Dzieci robię dwa razy w tygodniu


Serio, dwa razy w tygodniu jestem w szpitalu i robię dzieci. Dziś znowu byłem... Siódemka, szczęśliwa, choć pamiętam czasy, gdy dochodzilem do 18 tygodniowo, ale to zazwyczaj na początku lata jest taki "wysyp", a zimą zazwyczaj bardzo kiepsko 3 - 4 na tydzień.
Najfajniejsze są sytuacje w redakcji, kiedy ktoś tam coś u nas załatwia i nagle Daniel woła przez całą redakcję: "Arek, dzieci już zrobiłeś?!" I ja w drugą strone: "No, jest siedem". I Daniel kwituje: "O kiepsko w tym tygodniu..."I gość siedzi i patrzy na mnie zdezorientowany i myśli, że on zaledwie trójkę ma pociech i od kilku lat nowego się nie dorobił.
Lubię bardzo te wyprawy na oddział noworodkowy, te dzieciaki, rozmaite, niektóre niesamowite, przykuwające wzrok zazwyczaj pięknymi oczyma, a inne z kolei totalnie owłosione. Zanim zacząłem się tym zajmować wszystkie dzieci były dla mnie identyczne, a teraz wiem, że bardziej błędnej opini nie ma! Mam w kolekcji jakieś 600 zdjęć noworodków, każde wyjątkowe, inne, jak my, "dorośli". Wszak od pierwszych chwil jesteśmy unikalni. I tego się trzymajmy:) Najbardziej cieszę się jednak z tego, że zazwyczaj jestem autorem ich pierwszych portretów. Fajnie być pionierem...
A dziś wszedłem na jedną z sal, a tam moja koleżanka z klasy z liceum. Agnieszka i jej malutki Dominik. On też ma fajne oczy...
Aha, jeszcze jedno, wizyty na oddziale noworodkowym mają jeszcze jeden skutek: Nieraz wychodzę i sobie myślę, że fajnie by było być już ojcem jakiejś Michaliny/Martyny/Jasia/Jeremiasza, czy tej nieszczęsnej Julki, która tak za mną chodzi od kilku lat, a potem przy nawale pracy stwierdzam jednak, że to jeszcze nie teraz, bo chciałbym być przy moim dziecku często, a nie tylko w przelocie między jedną pracą a drugą.
No i z tego co wiem, to do tego chyba kobieta jest potrzebna....

czwartek, 23 sierpnia 2007

Padam na mordę...

Przychodzi taki czas kiedy trzeba powiedzieć sobie dość.. ciekawe kiedy przyjdzie:) Owszem padam na mordę, nie wiem, w co ręce najpierw włożyć, bo tyle tego mam, ale spokojnie dam radę. Dziś cały czas czuję nadchodzący ból głowy i delikatne przemęczenie, ale jest ok. Jakieś dziewięć tekstów napisane, jutro jeszcze minimum dwa, a w weekend reportaż o Dekodencjach. Dziś się zdziwiłem, bo nie nakrmiłem Dronka i pod remizą strażacką (robiłem materiał o zawodach sikawek konnych) odmówił wyjazdu... na szczęście strażacy zawsze trochę paliwa mają. Do Krotoszyna dojechałem.
Dziś też dowiedziałem się, że 10 września będę w Lublinie i zostanę tam cztery dni - trochę popracuję przy zdjęciach do filmu o generale Andersie, realizowanym przez TVP. Harcerze z Krotoszyna będę tam statystami - żołnierzami generała, może też się w to pobawię, ha ha.
Najbardziej jednak cieszy mnie to, że jutro w nocy wskakuję w Dronka i pędzimy w kierunku Bielska do Edith. A tam jej Festiwal Filmów Przewrotnych. A teraz już spadam na moment do domu, bo o 19.00 muszę już być z powrotem na Dekodencjach - dziś "Aleja Gówniarzy". Mam nadzieję, że nie zasnę w fotelu... Aha, prysznic! Zmykam...

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Witaj w moim śnie...

W końcu. Już nie mogłem doczekać się tej wyprawy do Opola. Od dawna marzyłem o wizycie w Muzeum Wsi Opolskie, a od niedawna miałem ochotę ponownie spotkać Edith. Wyjechałem w nocy, a nad ranem, gdzieś na granicy Wielkopolski i Śląska raczyłem się taki pięknymi widokami...



I w pewnym momencie przez poranne mgły, opadające już ku trawom łąk, przebiło się słońce






Opole przywitało mnie wielką elektrownią. Świetne, ale jakoś nie miałem ochoty na dłużej zatrzymywać się. Myślałem w tym momencie raczej o znalezieniu dworca kolejowego









Czekając na Edith...







I jesteśmy. Ja byłem w tym miejscu zakochany od pierwszego wejrzenia. Edith porzebowała więcej czasu, ale wychodząc czuła, że ma ochotę wrócić, że to coś wyjątkowego. W Muzeum twierdzą, że czas zwiedzania ekspozycji to około1,5 godziny, my spędziliśmy tam jakieś sześć godzin i wcale nie mieliśmy zamiaru wychodzić!



Pompa i orzeźwiająca woda, niezdatna do picia idealna do mycia. Edith zajęta rozmową z panią z chatki. Obsługa jest tam rewelacyjna, wesoła i bardzo kompetentna. Wszyscy przewodnicy przykuwali uwagę ciekawymi opowieściami! Wychodząc napisałem w księdze pamiątkowej, że skarbem Muzeum nie tylko są zgromadzone tu przyklady budownictwa, ale i pracownicy, którzy w niesamowity sposób o tych budowlach i życiu w nich opowiadają.

Coś dla mojej mamy. Ona, zresztą tak i ja, uwielbia takie wnętrza.
Ciekawe jak się gotuje na takim piecu?





Wiejskie, sielskie klimaty...








Leci woda, ale fajnie! Była naprawdę chłodna, przyjemnie było przemyć nią twarz.










Edith nie mogła się oderwać od uli Wszystkie obejrzała z każdej strony:)






Rzut oka w studni głębinę...






Możecie mnie tu zamknąć. Mi tu dobrze, tu jest mój świat!







Moi pradziadkowie mają właśnie takie zdjęcie, wykonane przed ich chatą w Lutogniewie. Siedzieli właśnie na takiej ławeczce i w takich pozycjach





Edith...







Rewelacyjny sklep i zaopatrzenie niczego sobie. Nie wiedziałem ,że takie marki jak knorr, nescaffe, persil... były znane już przed wojną





Chlewik, Edith i ja, nawalony jak świnia!







Poszedł sobie i mnie zostawił! I co ja biedna teraz pocznę?!







Chwila odpoczynku nad strumieniem, w cieniu owocowych drzew.







Trafiliśmy do szkoły. Jak widać beznadziejny ze mnie uczeń, bo od razu dorobiłem się oślich uszu. Edith dostała jęzor za gadulstwo. A pani nauczycielka jest rewelacyjna. Natychmiast zorientowałem się, że ma wschodnie korzenie, bo tak pięknie mówiła, zachowując jeszcze to cudowne tylnojęzykowe "l"



Dobrze było być kiedyś nauczycielem. Taki dostawał dom, pięknie mógł go wyposażyć, bo był dobrze opłacany, należał wszak do wiejskiej elity. To tu przyjmował proboszcza, młynarza i w karciochy przy winku rżnęli, dyskutując o poczynaniach cysorza Wilusia. A o wikt też się nie martwił, bo wiejskie gospodynie mu gotowały i głodować nie pozwalały!


Nic dodać, nic ująć, sielanka. Wiem, kiedyś tak nie było, a życie na wsi było ciężkie. Ale przynajmniej mieszkano pięknie, zdrowo i naturalnie, bo w drewnie. A teraz, beton, bleh






Chwila refleksji?







Koty zawsze mnie znajdą, wiedzą, że przywitam się, pogadamy o bieżących sprawach, a potem rozejdziemy, każde w swoją stronę. My, koty, tak mamy!





Edith i jej okna...







Ja też je uwielbiam...







Więc musimy się podzielić! Jedno Twoje, drugie moje!







Młyn jest niesamowity! Na moment został uruchomiony i wtedy wszedłem do wnętrza, gdzie słychać było cudowną muzykę, wszystko chrupało, skrzypiało, żyło!





A na koniec ponownie spotkaliśmy naszą nauczycielkę!







Dziekuję Edith za to spotkanie, za wizytę w Muzeum, za spacery po Opolu, za wszystko... Do zobaczenia w sobotę na rozpoczęciu Twojego Festiwalu Filmów Przewrotnych. Myślę, że wyjadę w nocy i po jakiś 6 godzinach, około 8 rano, powinienem zameldować się na Podbeskidziu, przed bramą Twojego domu. Aha i mam ochotę na jajecznicę:)

piątek, 17 sierpnia 2007

Kalendarz "Od wiosny do wiosny" - oceń:)


Oto projekt mojego kalendarza. Jest trochę nietypowy, zdjęcia robiłem do niego rok i zaczyna się on w pierwszy dzień wiosny, tzn. zaczął się, i wraz z zimą się kończy. Oceńcie go. Napiszcie, które fotki Wam najbardziej się podobają. Liczę na Wasze opinie. Tak naprawdę nie wiem co o nim sądzić, ja jestem z niego zadowolony, ale to tylko moja opinia. Czekam na Wasze.










Do Opola...


Kończę już tę orkę na ugorze, czyli pracę w redakcji i zaraz jadę do mojej siostry, by nagrać kilka płyt z fotkami z woodstocku i rozesłać je po Polsce oraz posłać do Fundacji. A potem jeszcze wernisaż o 21.00 w Zdunach, jakaś kolacja z twórcą i organizatorami wystawy, a potem szybko spakować się i rano, jakoś koło 4 - 5 jadę do Opola. Odebrać Edith z dworca po 9.00, poszukać tego dziwnego schroniska, w którym pani zarezerwowała nam nocleg, ale zaznaczyła, że może się okazać, że jak przyjedziemy, to nie będzie rezerwacji (sic!), no i myślę, że następnym punktem programu będzie Muzeum Wsi Opolskiej. Już dwa lata się tam wybieram. Będzie świetnie, czuję to... A teraz już zmykam
Na zdjęciu wiatrak w Sulmierzycach, a wtle miasto - jego braci spotkam w Opolu:)

Malwina i Jego Magnificencja Rektor


Tak, to było spotkanie. Widziałem jak oszołomiona jest Malwina, jak pyta mnie najpierw wzrokiem, potem już słowem, a następnie w smsach, co też ja naopowiadałem temu człowiekowi o niej. Bo on nie dość że z nią rozmawiał o jej twórczości, obejrzał wszystkie jej prace, to jeszcze zaproponował jej rozważenie możliwości studiowania na ASP w Poznaniu. Na uczelni, na którą się Malwina wybiera! A kim jest ten człowiek. Otóż to prof. Wojciech Muller (z "umlautem", ale nie wiem jak go tu wpisać) - Rektor ASP w Poznaniu. Niezły start, no nie. Poznać rektora swojej uczelni jeszcze przed złożeniem na nią papierów i to przy okazju goszczenia go na swojej debiutanckiej wystawie.
Jakby tego było mało, pan profesor wręczył Malwinie swoją wizytówkę z prośbą o kontakt i wizytę w Poznaniu z pracami.
A teraz Malwina spróbuj nie wykorzystać tej szansy to osobiście Tobie przypier...e! Powodzenia Malwa

wtorek, 14 sierpnia 2007

W końcu chyba ustawiłem poprawny czas:) A co do czasu, właśnie, jeszcze przez kilka dni, do piątku będę w redakcji - jutro święto, więc sobie spokojnie popiszę, a potem na sobotę i niedzielę jadę do Opola. Spotkam się tam z Edith, którą zapoznałem (bo do poznania to jeszcze daleko) na Festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Urocza dziewczyna, która mimo iż ma dwa latka więcej ode mnie, to i tak pewnie musi kupować piwo z dowodem osobistym:) Fajnie, że spotkam ją, fajnie, że w Opolu, bo już od kilku lat chciałem odwiedzić tamtejsze Muzeum Wsi Opolskiej. A w niedzielę pewnie wybierzemy się nad Jezioro Turawskie, choć podobno jest nieco zanieczyszczone ostatnio przez glony. Wracam w niedzielę i przede mną będzie kolejny tydzień pracy, choć w czwartek (23 sierpnia) już się nieco oderwę, ponieważ zaczyna się w Krotoszynie Festiwal Filmów Offowych DEKODENCJE - w piątek też wlecę na seanse, ale w sobotę już chciałbym uciec do Edith do Skoczowa, gdzie to niepozorne dziewczę również organizuje coś ciekawego - Festiwal Filmów Przewrotnych. Jeśli uda mi się pojechać to zostanę tam do poniedziałku i wrócę do Krotoszyna.
9 września mój ojciec wyjeżdża do Danii, a ja też we wrześniu na jakiś czas przeniosę się do Warszawy (bleh...) - Kaśka, producentka naszej serii reporterskiej o Polakach za granicą, w końcu dopięła prawie wszystko - zgody, kosztorysy, ekipę - więc ruszamy z kopyta z realizacją, bo w październiku, najpóźniej w listopadzie pierwsze odcinki muszą już być w ramówce jesiennej. A ja zajmuję się dokumentacją, choć Kaśka zaproponowała też realizację na miejscu - zobaczymy jak będę z czasem, ale rzeczywiście z chęcią bym poszlajał się z kamerą po Europie. Dawno tego nie robiłem...
Aby jednak zebrać i opracować tę dokumentację sprawnie i szybko potrzebuję telefon z wyjściem na Europę i spokój - obie potrzeby zrealizuję wyłącznie na Woronicza 17, więc muszę się tam przenieść. Podobno Jacek Szatański, nasz operator gdzieś wyjechał, to nawet już mieszkanie mam:)
Tymczasem lecę do domu. Jakąś kolację - a konkretnie naleśniki (dzięki Malwina:), muszę wciągnąć.
To już koniec naszej podróży wstecz. Teraz, tak jak już na początku zaznaczyłem, nie obejrzymy się już w tył. Bo po co? Zresztą i tak nie mam na to czasu, bo moje życie nieubłaganie pędzi do przodu. Nieraz mi się wydaje, że szybko jem, szybko chodzę, szybko jeżdżę samochodem, mało śpię a wszystko dlatego, że nie mam czasu. A to nie prawda, ja dzieki temu mam więcej czasu, który wypełniam po brzegi mnóstwem spraw i chcę jeszcze więcej zrobić i... wtedy nie mam czasu. Gdybym z połowy zajęć zrezygnował i robił tyle ile otaczający mnie ludzie, to...umarł bym z nudów. Dobrze, ale muszę już gnać dalej...

Orientalna energia o drugiej nad ranem - a przed sceną było jeszcze naprawdę dużo osób....

Arabskie klimaty na zakończenie Festiwalu. Akurat Al - Yaman znam z występów na naszym festiwalu gdy z Włodkiem gościliśmy ich na Global Beat.
Sokół zastanawiał się tylko nad jedną kwestią, patrząc na tę szczupłą niewiastę - "A miednica ci nie jebnie?"

W tym roku światła na krotoszynskiej scenie bardzo pomagały w komponowaniu dobrych zdjęć...Polkaholix - 3 bis?
I znowu ten świetny akordenista - połowa sukcesu to jego muzyka, reszta to jego image...

Totalny szał. Publika szalała, muzycy dawali z siebie wszystko grając polkę w aranżacji heavy metaowej, ja też poskakałem:)