czwartek, 23 sierpnia 2007

Padam na mordę...

Przychodzi taki czas kiedy trzeba powiedzieć sobie dość.. ciekawe kiedy przyjdzie:) Owszem padam na mordę, nie wiem, w co ręce najpierw włożyć, bo tyle tego mam, ale spokojnie dam radę. Dziś cały czas czuję nadchodzący ból głowy i delikatne przemęczenie, ale jest ok. Jakieś dziewięć tekstów napisane, jutro jeszcze minimum dwa, a w weekend reportaż o Dekodencjach. Dziś się zdziwiłem, bo nie nakrmiłem Dronka i pod remizą strażacką (robiłem materiał o zawodach sikawek konnych) odmówił wyjazdu... na szczęście strażacy zawsze trochę paliwa mają. Do Krotoszyna dojechałem.
Dziś też dowiedziałem się, że 10 września będę w Lublinie i zostanę tam cztery dni - trochę popracuję przy zdjęciach do filmu o generale Andersie, realizowanym przez TVP. Harcerze z Krotoszyna będę tam statystami - żołnierzami generała, może też się w to pobawię, ha ha.
Najbardziej jednak cieszy mnie to, że jutro w nocy wskakuję w Dronka i pędzimy w kierunku Bielska do Edith. A tam jej Festiwal Filmów Przewrotnych. A teraz już spadam na moment do domu, bo o 19.00 muszę już być z powrotem na Dekodencjach - dziś "Aleja Gówniarzy". Mam nadzieję, że nie zasnę w fotelu... Aha, prysznic! Zmykam...

2 komentarze:

Pepa pisze...

Przemęczać się nie należy, bo organizm się i tak upomni o swoje i to w najmniej pożądanym momencie!
Sprawdziłam, wiem, bo mój właśnie mi taki numer wywinął, ale przeszłam w tempie przyspieszonym wszystkie stadia choroby i teraz idzie juz ku dobremu!
Festiwal Filmów Przewrotnych już za godzin parę i będzie co oglądać, zasypianie na sali kinowej, choć przyjemne, nie wskazane! Smarkula ;)

ania z lokami pisze...

ktoś mi powiedział.. że "trzeba działać.. żałuje się tylko bezczynności".. i chyba co w tym jest..

i później jest co wspominać..

oczywiście odrobina zdrowego rozsądku jest potrzeba wszędzie.. aale.. ;)