W ostatni weekend odwiedziłem dom, moje okolice, do których będąc w Warszawie tęsknie chyba każdego dnia. Mija już półtora roku jak mieszkam w stolicy i z każdym dniem coraz mocniej myślę o wyrwaniu się stąd. Nie chodzi o miasto, które samo w sobie nie jest złe i daje mnóstwo możliwości rozwoju, zarówno zawodowego jak i duchowego. Tu chodzi o mnie. Strasznie oderwany czuję się od korzeni. Wcale nie czuję się dobrze w tej, obcej mi przecież, Polsce. Ja przecież jestem wychowany na śląsko - wielkopolskim pograniczu. To tam mój dom, tam każde drzewo, kamień są jak ja - miejscowe!:) Dopiero wyjeżdżając czuje się, jak bardzo brakuje znajomych okolic, twarzy. Nic nie jest w stanie zastąpić domu. Cieszę się, że udało mi się kupić ziemię na Stawach Milickich. Mam nadzieję, że tam osiądę.... A tymczasem powoli myślę o swojej firmie...ale ciiii na razie:)
A teraz kilka zdjęć - widoki z Benic i kościół, gdzieś w środkowej Polsce, który wydawał mi się tak upiorny:)
niedziela, 1 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
za kazdym razem jak jade ta droga obiecuje sobie, ze uwiecznie te drzewa na zdjeciu...:) jeszcze mi sie to nie udalo;p
Nasze drzewa są piękniejsze od wszystkich innych. Nasze mają dusze! Tamte.. tamte nie zawsze:).
A kościół rzeczywiście trochę mroczny, skojarzyłam go sobie od razu z jakąś klimatyczną grą nocną;)
Fajnie, fajnie.
Ps.: Brak Ciebie tutaj!:)
Ciekawe połączenie... sielankowe pola , drzewa dodają spokoju w oddali gospodarstwa i domy.Widok jak z letniego obrazka:) a kosciół jak z horroru drzewa tak dziwnie powyginane brrr... aż dreszcz przechodzi po plecach. Naprawdę boje sie tych zdjęć:)
Prześlij komentarz