sobota, 1 września 2007

Kierunek Woronicza 17

Za chwilę jadę na trening , bo 9 września startuję z moją jednostką w zawodach strażackich -pierwszy raz w życiu biegnę w sztafecie. Potem jadę na spotkanie mojej klasy - bo w tym roku mija 10 - lat od rozpoczęcia przez nas szkoły średniej (znowu 10 lat, ale rzeczywiście, przecież przeprowadziłem się do Krotoszyna, zrobiłem ostatnie półrocze podstawówki, a potem już miałem szkołę średnią), a wieczorem jadę na imprezę 18 - stkową mojej siostry. Będzie wesoło:)
Jutro natomiast są dożynki powiatowe i mam dyżur w punkcie medycznym od 14 do 22. Potem się tylko spakuję i jadę do rodziców, a o 4 rano ojciec zawozi mnie do Ostrowa Wlkp. i jadę do Wa-wy. Z Jackiem Szatańskim (operatorem) jestem umówiony o 10.00 na Centralnym. Tak znowu Woronicza 17, znowu Sebciu, Jacek, Kaśka (a to nowość) i świetna ekipa, no i dużo pracy. Mam zająć się dokumentacją naszej nowej serii reporterskiej oraz... znaleźć do niej bohaterów:) Jednym słowem dużo gadania przez telefon, dużo dzwonienia po ambasadach, domach polskich, konsulatach itd. Bo seria jest o Polakach pracujących za granicą. Będzie rewelacyjnie już się cieszę. A tymczasem wzięło mnie na wspomnienia, gdy dokładnie cztery lata temu (w październiku 2003) pierwszy raz pracowałem w TVP, jak uczyłem się i pomagałem Sebastianowi w montażu naszego reportażu Z Irlandii z Igrzysk Olimpijskich Osób Niepełnosprawnych Intelektualnia (Special World Summer Games Dublin 2003). Fajnie było, dla mnie to wszystko było jak przygoda, takie nowe, świeże. Teraz już tak tego nie czuję, choć klimat przygody pozostaje, dlatego chyba, że nie siedzę na Woronicza codziennie, tylko co jakiś czas się tam pojawiam.
I siedzieliśmy z Sebciem i jeszcze Leszkiem, montażystą, trzy doby tam. Jazda niezła, no ale mieliśmy 60 godzin materiału z którego trzeba było zrobić 25 minut dobrego reportażu:) A le nie tylko pracą się żyło. Przy Placu Zamkowym jest świetny pub irlandzki i wyjątkowo dobrego Guinessa tam leją:)
Koszulka też mi się podobała. Dla swoich dziennikarzy pracujących w Iraku zrobiła je PAP, a my tylko zastanawialiśmy się czy te szlaczki na pewno znaczą PRESS, czy może, jak podejrzewaliśmy, coś w stylu: CELUJ WE MNIE, STRZELAJ ŚMIAŁO. Do dziś nie mam pewności:)
A jak mieszkałem wówczas u Sebastiana, to on miał remont w swojej kawalerce przy Pułku Baszty no i łóżko tylko jedno było, ale sprytnie je gospodarz rozmontował i przerobił. W końcu książki się na coś przydały:)
I wracam tam, ale zamieszkam u Jacka Szatańskiego, bo on gdzieś wybywa i mam chatę do dyspozycji.

Brak komentarzy: