środa, 7 maja 2008

Sparaliżowałem telewizyjną stołówkę w godzinach porannych...

Od kilku dni w naszej telewizorni stołówkę pracowniczą prowadzi nowa firma. Po pierwszej wizycie wiedziałem, że szybko zatęsknie za sodowym jedzeniem serwowanym nam wcześniej przez Lotowski catering. Dziś już wiem, że żarcie dla psa, które nam tu teraz podają nie jest jedynym problemem. Otóż w piękny środowy poranek, korzystając z 30 minut wolności postanowiłem zobaczyć, co tam panie na śniadanie. Wchodzę do stołówki i od razu spostrzegam, że tylko ja wpadłem na tak genialny pomysł o godzinie 8.09. Menu jakieś z czapy, słodkie tosty francuskie, jaja na boczku, ale widzę, że i omlet z pieczarkami jest. No to zamawiam omleta i proszę o tosty, ale takie normalne, dwa kawałki chleba przyrumienione w tosterze. I zaczęło się…Najpierw pani oznajmiła, że omletów nie trzymają w przeznaczonych do tego pojemnikach, bo robią się wtedy wilgotne i że zaraz mi przygotują go w kuchni. Dobra. Poczekam, ale myślę sobie, co by było gdyby 10 innych osób zamówiło tego omleta wraz ze mną? Paraliż stołówki? Nie, aż tak dużo nie trzeba było, by rozmontować organizację tej stołówki. Tosty. Pani przełożona poleca przygotowanie ich młodej dziewczynie z warkoczykami i biała wełną w nie wplecioną na całej głowie. Dziecko to patrzy na mnie przerażonymi oczami, patrzy na przełożoną, w końcu ta chwyta za toster, przynosi mi go na ladę, podłącza do prądu, wręcza opakowanie chleba tostowego i „proszę sobie zrobić”. Oczywiście toster nie był wyregulowany, więc w ostatniej chwili zorientowałem się (ja, nie obsługa, która niczego nie zauważyła), że żarcie mi płonie. Szybko przekręciłem gałkę sterującą mocą „przyrumieniania” i tosty nie były tak bardzo czarne. Dziecko z wełną we włosach powiedziało „oj” i zapytało czy może chce nowe. Ja podziękowałem (bardziej „wysmażone” się już jadło na obozach) i pokazałem jej do czego służy ta gałeczka w tosterze. Ona mi na to, że „jest ze wsi i nie widziała”. Tak, to wszystko tłumaczy. Zresztą już przy pierwszej wizycie cała obsługa zachowywała się, jakby dzień wcześniej ich wszystkich siłą od pługa oderwano i przyprowadzona do tej stołówki. No ale ja czekam na omleta. Pani przełożona kręci się wokół siebie, to wchodzi do kuchni, to wychodzi, po którymś kursie oznajmia mi, że następnym razem to ona patelnie z domu przyniesie i mi prawdziwego omleta zrobi, bo to co oni tam tworzą w kuchni to nie omlet. To mi apetyt wzmocniła… W końcu dostałem „nieomleta”, którego przygotowanie pochłonęło 20 minut i skutecznie zaabsorbowało minimum trzy osoby. Oczywiście suchy i przypalony od spodu, ale co tam zmierzam do kasy. Przy jednej siedzą dwie panie. Jedna podobno wie jak wbijać produkty, a druga jest szczęśliwą posiadaczką palca do wbijania i wiecznie zdziwionych oczu. No i patrzy to na mnie to na talerze z tostami i omletem. Zlitowałem się i wyjaśniłem co jest na talerzu, zaznaczając, że tosty są takie nie z menu. Zawyrokowała 6,50 zł. Ok. Płacę, siadam przy stoliku, próbuje omleta doszukując się smaku, zasypuje go pieprzem i solą, a w międzyczasie słyszę jak przełożona zwraca uwagę kasjerce, że za tosty nie powinna mi policzyć. Dobra. Pierdolę. Jem i spadam. Jednak przede mną ostatni akt farsy śniadaniowej. Do stolika podchodzi przełożona i kładzie mi na tacy 6,50 zł, przeprasza i zaznacza, że jutro zrobi omleta, że ho ho. Może jednak powinienem jej powiedzieć, żeby tej patelni z domu nie taszczyła, bo jutro śniadanie zrobię sobie w domu?

4 komentarze:

maiecka pisze...

Zdecydowanie powinieneś ;)

Anonimowy pisze...

Anastazja:
uśmiałam się, czytając ten post :) Idź koniecznie jutro, w końcu dostałeś zaproszenie - grzech nie skorzystać!
Ale aby wpis był pełny, powinienes wrzucic tu fotę stołówki, postaraj się bardziej!Buziaki i dziękuję za pozdrowienia

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

cha cha! dobrze Ci! to za Twoje podejście do wieśniaków! xD
nom, tak więc hmmm..pozdrawiam:*