Ubiegłą sobotę i niedzielę postanowiliśmy z Moniką spędzić w okolicach Puszczy Białowieskiej. Wyjechaliśmy kilka minut po północy. Pierwszym naszym celem było sztuczne Jezioro Siemianowskie stanowiące granicę Polski z Białorusią. Dotarliśmy na miejsce pół godziny przed wschodem słońca. Tuż przy grobli spotkaliśmy miejscowego wędkarza (Ryby od tygodnia nie brały). Weszliśmy na groblę i okazało się, że ten trzeci w naszym kraju co do wielkości sztuczny akwen przecinają...tory kolejowe. Dwa tory w kierunku białoruskiej granicy, po których prowadzony jest transport towarowy. Na środku jeziora wzniesiono żelazny most! Niesamowite!
Chwilę przed narodzinami kolejnego dnia, na który czekaliśmy wpatrzeni w coraz bardziej pomarańczowe chmury i błękitne niebo, na delikatnie pomarszczone wody wypłynęli swoimi malutkimi łódkami wędkarze. A potem zaczął się jeden z najpiękniejszych rytuałów, jaki można zobaczyć stąpając po tej ziemi. Słońce zaczęło przebijać się przez horyzont. Najpierw delikatnie wysunęło czubek głowy, rozejrzało się dookoła, a potem hyc do góry i już raziło tak, że nie sposób było w nie spojrzeć po raz wtóry! Nie powoli, majestatycznie, nie tak jak się spodziewaliśmy, tylko z zaskoczenia - hop i jestem! Piękne!!!
Po kilkukilometrowym spacerze po grobli, pojechaliśmy do trzech wsi, które tworzą region Otwartych Okiennic - całą zabudowę tych wsi tworzą drewniane domy, z ozdobnymi okiennicami i narożnikami. Ładne, ale jakoś nie czułem klimatu, po przeżyciach poranka. Tylko cerkiew we wsi Puchły i starsza kobieta zmierzająca z pobliskiej osady na mszę, wydały mi się godne uwiecznienia.
Zamierzaliśmy nocować w Białowieży, w sercu Puszczy Białowieskiej. Nasze plany jednak szybko zweryfikowaliśmy już na rogatkach miejscowości! Na 10 mijających nas aut, jedno było miejscowe, jedno spoza województwa, a osiem z Warszawy (łącznie widzieliśmy nawet 5 WF czyli z naszej dzielnicy!). Nie mieliśmy pojęcia, że Białowieża stała się kurortem weekendowym "warszawki". Naprawdę kurortem, bo jadąc od Hajnówki w mieście mija się kilka ekskluzywnych hoteli ze spa, sauną i kosmicznymi cenami.
Czas na śniadanie! Ja mam fazę na jajecznicę. Szukamy. Na parkingu przy PTTK nie dają śniadań,a obiady z mrożonek. W pobliskim hotelu restauracja i jej klientela wyglądają jakby oczekiwali na przyjazd brytyjskiej królowej (nawet nie zerkamy do cennika). Szukamy sklepu - nie ma, zamknięte, święto. W Muzeum jest restauracja. Dają śniadania. Szwedzki stół - 30 zł od łba! Kelnerka zgadza się na deal - Monika je chlebek, zimne przystawki itd, a ja na ciepło czyli jajcówę!Płacimy za jedną osobę.
Jestem zmęczony po nocnej podróży więc nie mam ochoty na Muzeum. Podobno fajne ale nie można go zwiedzać bez przewodnika i 23 innych chętnych osób.Płaci się za bilet i przewodnika osobno. Paranoja. A to dopiero początek. Chciałbym wejść do ścisłego rezerwatu. Akceptuję to, że trzeba tam iść z przewodnikiem. I znowu trzeba kupić bilet i zapłacić dodatkowo przewodnikowi - 114 zł! Taniej w grupie, ale nie po to wyjechaliśmy z Wawy, by to co najfajniejsze doświadczać w towarzystwie trzech obcych rodzin i ich 7 rozwrzeszczanych dzieci, które gówno obchodzi gdzie są, bo czekają na obiad w McDonaldzie.
Przypadkowo jesteśmy świadkami rozmowy "dyspozytorki" PTTK z jednym z przewodników. Pan Stasiu, Józiu, czy Władziu, już nie pamiętam liczący sobie bez mała 70 wiosen, nie wiadomo, czy wytrzyma trzy godzin marszu więc prosi o skrócenie wycieczki, a "dyspozytrka" wyjaśnia mu, że turyści i tak nie wiedzą za co zapłacili, nie znają planu wycieczki, więc przewodnik może z kilku punktów swobodnie zrezygnować. O niższej zapłacie słowa nie było! Kupujemy dokładną mapę puszczy i szybko znikamy. Z kempingu w Białowieży, który wygląda jak parking na namioty, też rezygnujemy i rozbijamy się w na leśnym kempie w pobliskich Grudkach (gorąco polecamy - świetne miejsce i klimatyczne kibelki).
Kolejnym punktem był miejscowy skansen, który niczym mnie nie zachwycił (kto mnie zna, ten wie, że uwielbiam skanseny - ale tu nie było nic godnego uwagi). MOże dlatego, że organizacja tego miejsca nie trzymała się kupy - żadnej strony, informacje tylko w folderze napisanym po białorusku (bo polskie się skończyły). Jednak mimo wszystko w tym miejscu nieoczekiwanie znaleźliśmy coś cudownego. Dzień wcześniej jakaś firma robiła tu imprezę integracyjną i nie zebrała jeszcze swojego sprzętu. Pod drewnianą wiatą wisiały płócienne, plecione, świetnie wykonane hamaki! Po prostu odlot - tak wygodne!
A Puszcza? Zwiedziliśmy ją sami korzystając z darmowych, wytyczonych szlaków. Jest piękna. Dorze się w niej odpoczywa spoglądając na monumentalne drzewa. Na pewno zobaczyliśmy więcej, niż gdybyśmy poszli do ścisłego rezerwatu - jak sprawdziliśmy i policzyliśmy, w te trzy godziny, to grupa jest w stanie dojść z Białowieży do granicy ścisłej ochrony, przejść się kawałek i wrócić. Nie warto! Lepiej iść ścieżką edukacyjną "Żebra Żubra" na zachód od Białowieży. Dla nas ten wyjazd też był nie tylko odpoczynkiem, ale i edukacją - miejsca popularne turystycznie trzeba omijać, a na wszystkie wyprawy zabierać swoje jedzenia. Dwa dni później kupiliśmy lodówkę samochodową:)
A co do jedzenia na koniec opowieść o naszym obiedzie w Białowieży:)
Kiedy przyszedł ten czas okazało się, że została nam tylko jedna niesprawdzona przez nas restauracja - Restauracja Carska. Dwa kilometry za Białowieżą car Mikołaj II w 1903 roku kazał wybudować dla siebie dworzec kolejowy, na który mógłby zajeżdżać jego prywatny pociąg - car uwielbiał polować w Puszczy Białowieskiej. W 2005 roku zrujnowany budynek przepięknie odrestaurowano i urządzono klimatyczną restaurację z polsko - rosyjskim menu. Obiadu nie zjedliśmy... Pierogi ruskie 40 zł, Polędwica wołowa 60 zł.... Wypiliśmy dwie kawy - 30 zł. I głodni wróciliśmy do miasta.
wtorek, 18 sierpnia 2009
środa, 12 sierpnia 2009
Folk Festiwal Krotoszyn 2009
Trudno mi powiedzieć jaki był tegoroczny folk pod względem artystycznym, bo raczej nie słuchałem muzyki, a szukałem obrazów. Toteż dla mnie numerem jeden był występ Gadającej Tykwy, z bogactwem ich instrumentarium i krótką rozmową z Sebastianem. Sebastian występuje teraz w Gadającej, a niegdyś był członkiem Yerby Mater. Wypadek samochodowy w drodze na krakowski koncert przeciął historię zespołu. Maniek odszedł do Pana, Rafał od nowa uczy się żyć, wraca podobno do zdrowia, Bart zajął się Masalą, a Sebastian Tykwą... Przynajmniej Gadająca Tykwa wykorzystuje podobne instrumenty jak Yerba...
Ciekawy był też występ hindusów, ze względu na taniec, akrobatykę i ogień....
A góral z De Press piłował beczkę...buhaha
Ciekawy był też występ hindusów, ze względu na taniec, akrobatykę i ogień....
A góral z De Press piłował beczkę...buhaha
Woodstock 2009 - było pięknie
Nie będę opisywał zdjęć, myślę, że nie potrzebują żadnego komentarza - po prostu spojrzyjcie na nie i poczujcie to, co ja - było pięknie. Jurek stwierdził, że był to najpiękniejszy, najspokojniejszy, pełen wzajemnego szacunku Woodstock. On o tym mówił, ja to czułem, spacerując przez osiem dni z aparatem pośród ludzi. Wracamy tu za rok i pewnie ponownie nie będziemy do końca wiedzieli kto gra, kto wystąpi na ASP, bo pragniemy poczuć tylko ten wyjątkowy, niespotykany nigdzie indziej, klimat...
I co można? Pewnie, że można. Szanujmy się!
I co można? Pewnie, że można. Szanujmy się!
Subskrybuj:
Posty (Atom)